Sayfadaki görseller
PDF
ePub

Aleć snadź i Samuelowi nie zabrakło zręcznej odpowiedzi i dosadnych wyrażeń. W pierwszej połowie XVI w. ogłada towarzyska u nas, jak i w innych krajach sąsiednich, przenikała dopiero zwolna za pośrednictwem dworu królewskiego i najwyższych warstw społecznych do szerszej ludności 1).

Ostatecznie skończyło się na tem, że rozjątrzony Jakób z Obornik spisał wszelkie swe dotychczasowe grawamina przeciw Samuelowi i oskarżył go podług wymogów ówczesnego ustawodawstwa kanonicznego przed władzą duchowną o innowierstwo.

W piątek przed Palmową niedzielą dn. 8 kwiet. 1541 miała prawnie wdrożona sprawa być rozstrzygniętą przed kompetentnem forum miejscowego biskupa, otoczonego dostojnem gronem prałatów i kanoników katedralnych poznańskich 2).

Łatwo sobie wyobrazić niemałe poruszenie, jakie wtedy w naszym grodzie zapanowało nie tylko w samych kołach duchownych.

Sprawy religijne, pod wpływem szerzącego się po całej Europie pożaru reformacyjnego, stały wówczas u nas, jak wszędzie, na pierwszym planie i zajmowały żywo, niemal zupełnie absorbowały, wszystkie umysły. A znów Poznań był sobie. wtedy wcale niewielkiem miastem, przypominającem mocno trybem swego życia i zachowania się nasze dzisiejsze mało

1) Na potwierdzenie, choćby tylko kilka przykładów z najbliższego poznańskiego otoczenia: r. 1520 dn. 12 marca kapituła katedralna widzi się zniewolona karać kanonika Anzelma Łukowskiego za ubliżające wyrazy »tu stas mihi pro stercore canino skierowane przeciw kanonikowi Mikołajowi Oleskiemu przy rozpoczęciu wigilii (Acta Cap. Posn. VIII. 114). R. 1536 w czasie wynikłej polemiki literackiej pomiędzy słynnym Grzegorzem ze Szamotuł a Krzysztofem Hegendorfem padały ustawicznie z jednej i drugiej strony epitety »fime doczepiane do nazwiska adwersarza »tu Hegendorfime >>tu Schamotulifime« (Grzegorz ze Szamotuł »Vincula Hippocratis etc.; Hegendorf Helleborus novus et quidem meracus etc. <) — R. 1549 w maju biskup poznański Benedykt Izdbieński, głośny ze zatargów ze swą kapitułą, rzuca podług własnego zeznania w twarz miejscowemu sufraganowi Jakóbowi Dziaduskiemu, ze zakonu Bernardynów, a bratu znanego Jana Dziaduskiego, biskupa przemyskiego, taki komplement »noscere est, quod hujus professionis es monachus, qui monachi soliti sunt testamenta supprimere et deposita illis ad servandum data negare et occultare (Acta Cap. Posnan. XII. 20).

2) Acta Episcop. Posnan. z r. 1541 dn. 8 kwiet. »Sententia inter praedicatorem et praepositum s. Mariae Magdalenae.<«<

miejskie osady. W gorączkowem naprężeniu wyczekiwano wyroku biskupiego i końca niezwykłego starcia.

Biskup Sebastyan Branicki, jak wykazują chlubne jego Acta Episcopalia, był, mimo już starszego wieku i przydłuższej uciążliwej choroby, całą duszą oddany czynnie sprawie świętego swego urzędu; dbał o cały powierzony sobie lud, o jego religijne podniesienie; nadewszystko zaś dbał o swój kler, o czystość jego wiary i nieskazitelność jego obyczajów.

Można było więc przewidywać, że wniesioną przed swój sąd biskupi sprawę innowierstwa szerzonego przez kapłana i zakonnika osądzi ściśle i surowo.

Ale sprawa ta była dość mocno zawikłana.

Już krępowało biskupa niemało, że to on sam przed bardzo niedawnym czasem Samuela do Poznania sprowadził i na urząd kaznodziei, na którym Samuel winy miał się dopuścić, dość nieopatrznie doradził, czy nawet wprost narzucił; krępowały też może jeszcze i insze względy, które niegdyś owo doradzenie czy narzucenie spowodowały.

Wi

Przytem Samuel bronił się zaciekle przeciw wniesionemu oskarżeniu. By je złamać, albo przynajmniej mocno osłabić, rozdzielił zręcznie sprawy sobie zarzucane; jednych wyparł się stanowczo, twierdził śmiało i bez zakłopotania, że nigdy ich nie podnosił, ba, nawet nigdy o nich nie myślał; insze przyznał wprawdzie, ale równocześnie umiał je znakomicie wytłumaczyć, wyjaśnić i w niewinnem zupelnie świetle przedstawić 1). docznie jeszcze nie był duchowy ferment w duszy do tyla się rozwinął, by w krytycznej chwili zdecydować Samuela do stanowczego zerwania z dotychczasową wiarą i Kościołem. Albo też raczej liczył się Samuel z niemiłemi i nieuniknionemi następstwami swego stanowczego kroku. Jeszcze na tronie Zygmunt Stary; jeszcze w całej sile i doniosłości jego edykta w latach 1520 i 1523 przeciw zakradającemu się do nas nowowierstwu wydane, a świeżo w marcu 1540 roku na czy po sejmie w Krakowie ponowione, i nawet karą śmierci grożące. Jakże wobec nich utrzymać się w takim razie w kraju? Wiedział Samuel doskonale, jak kilka lat temu Jakób z Iłży, bodaj jego mistrz krakowski, dla swych nowinek religijnych za granicę

1) Tamże.

uchodzić musiał; a więcej jeszcze stał mu na pamięci odstraszający przykład, ginącej w r. 1539 na stosie w Krakowie, nieszczęśliwej Katarzyny Zalaszowskiej, żony Melchiora, rajcy miasta Krakowa. A znów chronić się przed smutnym losem za granicę? nie miła to sprawa! a zresztą dokąd? zagraniczni innowiercy mieli dla naszych, zwłaszcza możnych, bardzo dużo słów podziwu i uwielbienia, ale bardzo mało czynnej pomocy materyalnej, gdy jej nieraz było potrzeba; miał tego na sobie w dotkliwy i bolesny sposób doświadczyć gnieźnieński odstępca Jan Łaski, miał nawet sam Samuel, jak to dalsze losy jego życia wyraźnie pokazują.

Bronili także Samuela zacięcie towarzysze zakonni, Dominikanie poznańscy. Łatwo zrozumieć, w jak przykre położenie była ich wprawiła sprawa oskarżenia współbrata. Ich zakon od czasów św. Jacka i św. Czesława należał w Polsce do najwpływowszych; głośnemi były ich misye na Litwie, zwłaszcza na Rusi, gdzie znojem i krwią sprawę wiary i Kościoła dzielnie podtrzymywali; stąd ów długi szereg niemal stu biskupów, po największej części sufraganów, z pośród nich wzięty; stąd ów przywilej czerwonego pasa, jakiego galicyjscy Dominikanie jeszcze dzisiaj używają. W samym Poznaniu ich klasztor był najstarszym, a bodaj i największym; istniał już, zanim jeszcze książęcą osadę u stóp grodu Przemysławowego podług magdeburskiego statutu urządzono i w miasto zamieniono; a bywało, że liczył on nieraz kilkudziesięciu członków; więc trocha z góry patrzyli na przybyłych później ubogich i pokornych Karmelitów i Bernardynów. Przytem Samuel, magister artium, zajął wśród swego kleru zakonnego a i świeckiego poznańskiego wcale niepoślednie miejsce; było to nielada odznaczenie dla niego, a przez niego dla miejscowych Dominikanów, że w obec ważnych zadań i potrzeb czasu doniosłą kazalnicę po słynnym Walentym Wróblu jemu właśnie z pominięciem wielu inszych duchownych zakonnych czy świeckich z całem zaufaniem powierzono. Ale też za to na odwrót niesława, jaka miała teraz spaść na wiarołomnego Samuela, byłaby i im się udzieliła w mniejszej lub większej mierze. A stąd poruszyli wszystkie godziwe sprężyny, iżby od Samuela a przez to i od siebie odwrócić przykry cios. Miarę ich bólu i pognębienia wskazuje okoliczność, że o dokonanem później stanowczem odstępstwie Samuela ich kroniki i dzieje nic nie wspominają, ale

raczej zapragnęły uporczywem swem milczeniem pogrzebać je i ukryć w zupełnem zapomnieniu.

Już to wszystko utrudniało niemało sprawę zasądzenia winnego mnicha.

Z drugiej strony psuł ją niemało własną osobą pozywający Jakób z Obornik, pomimo wszelkich osobistych zalet i zasług, o których powyżej pobieżnie wspomnieliśmy. By to wyrozumieć, trzeba nam się na chwilę przy nim zatrzymać.

Kapituła katedralna, z małym bodaj wyjątkiem starego Grzegorza z Szamotuł, doktora obojga praw i archidyakona poznańskiego, zbliżonego do Jakóba wielce położeniem i wiekiem, tudzież dwóch doktoralnych kanoników plebejuszy Jana Corvina, profesora teologii i Jakóba Skrzatuskiego, profesora prawa kanon. w Lubranscianum, była mu dość otwarcie nieprzychylną. Datowało się to jeszcze od czasu, gdzie on miał wejść do jej grona. Kiedyś w r. 1533 był on jej przedłożył swą nominacyę królewską z dnia 7 kwietn. owego roku na najbliższy wakans w kapitule poznańskiej oraz list exekucyjny podkanclerza królewskiego biskupa Piotra Tomickiego z 12 kwiet. t. r. 1). Gdy przeto po śmierci Jana Rudnickiego i Bernarda Wapowskiego oczekiwany wakans nastąpił, Jakób w październiku i w grudniu 1535 r. zażądał przyjęcia 2). Ale zamiast kanonikatu otrzymał przykrą rekuzę. Były to czasy, gdzie wspomniany już statut w naszych kapitułach na dobre się zakorzenił i rozwielmożył. Dekretem z dnia 11 stycznia 1536 r. odpowiedziano mu z pańska: jesteś plebejuszem, synem płóciennika z Obornik; nazywasz się Quintibark, a nie Wedelski, jak się mienisz; w obec tego mało nam tam znaczy twoja nominacya królewska i do naszej kapituły nie wejdziesz 3). Źle jednakże obliczono się z położeniem. Takie postępowanie i pomiatanie monarszym majestatem miało rozpanoszonym kapitułom uchodzić bezkarnie dopiero znacznie później. Wówczas siedział jeszcze na tronie jędrny i dość energiczny Zygmunt Stary. Powiadomiony przez rozżalonego swego sekretarza (scriba Cancellariae nostrae multos jam annos) o doznanej przykrej rekuzie, napisał on dnia

1) Acta Cap. Posnan. X. 9. >> Intimatio nominationis doctoris Jacobi Wedelski de Oborniki pro sacerdotio in Eccl. Posnaniensi vacaturo.< 2) Liber receptionum Eccl. Cathedr. Posnan. I. 18 i 22.

*) Liber receptionum 1. c. 25.

[ocr errors]

31 stycznia 1536 do kapituły poznańskiej list 1), którego ona Jakóbowi przez długie lata nie zapomniała. Dziwimy się, pisze w nim król, że jesteście do tyla bezmyślni (miramur vos ita incogitantes esse), iż wzbraniacie się przyjąć przedstawionego wam męża tak wielce uzdolnionego i mającego waszej kapitule i waszemu kościołowi być pożytkiem i ozdobą, jak mało który tam z was (quales pauci sunt inter vos); wyście raczej byli powinni z własnego pochopu o niego zabiegać i wśród siebie umieścić pragnąć. Dziwimy się, że wam nie wystarczają dowody jego szlacheckiego pochodzenia, jakie niegdyś w sprawie rodzonego jego brata przedłożono, a które przez Nas potwierdzone i zatwierdzone zostały.« Jak tam sprawa zaczepionego nazwiska i stanu Jakóba się miała, czy on rzeczywiście nazywał się Wedelski czy raczej Quintibark 2) i czy rzeczywiście pochodził z rodziny szlacheckiej, rzecz dosyć wątpliwa. Toż Jakób był w Poznaniu znanym od lat wielu; do Obornik od nas nie daleko, więc nietrudno było zaczerpnąć prawdy z pierwszej ręki; a kapituła bodaj czy swe cierpkie twierdzenia na chybił-trafił wypowiedziała. Znaną zaś powszechnie, że w obec pomienionego smutnego statutu nawet sam Zygmunt Stary, chcąc swe nominacye w kapitułach szczęśliwie przeprowadzać, był niejednokrotnie zmuszony zamykać oczy ku niewidzeniu prawdy; dowodem tego sprawa znamienitego Stanisława Borka, doktora obojga prawa, i wielu inszych. Dość na tem, że w obec twardego królewskiego orędzia kapituła poznańska wpuściła Jakóba do swego grona niezwłocznie, bo dnia 28 lutego 1536, choć z zastrzeżeniem, by on się uporał z swymi współzawodnikami do objętego kanonikatu 3). Ale powstałe niesnaski i kwasy nierychło ustały; napotykamy ich niemały ślad w r. 1539, gdzie dnia 3 lipca kapituła zabrania mu wstępu do katedry i kapitularza, pod dość błahym pozorem, że według jakichś głuchych wieści, raczej plotek, został przez Stolicę apostolską ekskomunikowany na wniosek Michała z Pacanowa, swego współzawodnika o kanonią 1); niedługo przecież

1) Teka Naruszewicza tom 54 n. 29 w bibliotece książąt Czartoryskich w Krakowie.

2) A może: Quithemberg lub Witembergk. Akta grodzkie i duchowne piszą go najrozmaiciej.

3) Liber receptionum 1 c. 27.

4) Acta Cap. Posu. XI. 4. >>Inhibicio ingressus Ecclesiae et Capituli domino doctori Jacobo de Oborniki«.

« ÖncekiDevam »